Rodzice i dzieci ćwiczą razem

Dziś już nikogo nie trzeba przekonywać, jak ważna w psychofizycznym rozwoju dziecka jest jego aktywność ruchowa. Ciągle jednak warto zachęcać rodziców, do uprawiania jej razem ze swoimi dziećmi. Wspólna gra w piłkę na osiedlowym boisku, rozegrany mecz na korcie tenisowym czy nawet spacer w parku nie tylko podnoszą ogólną sprawność fizyczną, ale również przyczyniają się do budowania dobrych relacji. 

Coraz częściej zaczynają dostrzegać to kluby sportowe, które profilują swoją ofertę pod kątem zajęć o takim charakterze.  Dziś rodzic razem z dzieckiem może pod okiem profesjonalnego trenera pływać na basenie, przewracać się na macie, czy jeździć na nartach. Pojawia się więc nowa możliwość robienia czegoś razem, co przynosi korzyści zarówno rodzicom jak i dzieciom. Po pierwsze, zajęcia w klubie wymuszają regularność treningu, a co za tym idzie, systematyczne postępy. Po drugie, obecność trenera wpływa regulująco na komunikację rodzica z dzieckiem. Ważne jest to, zwłaszcza gdy pojawią się jakieś napięcia i konflikty. Po trzecie, dobry trener z łatwością podtrzyma nasz zapał, a gdy trzeba będzie ustabilizuje wahnięcia formy. I w końcu, trening w klubie daje możliwość kontrolowanej rywalizacji w grupie, w której rodzic i dziecko występują jako jeden zespół. Nie działają już przeciwko sobie, ale szukają dróg współpracy i partnerstwa. Każde zwycięstwo, które udaje się wywalczyć, fetują podwójnie, każdą porażkę próbują dzielić na równe części – łatwiejsza jest wtedy do zniesienia. 

To właśnie jako jeden zespół jesteśmy w stanie radzić sobie ze wszystkimi trudnościami, które do czasu do czasu muszą pojawić się na treningu. Zespół ten powinna cechować równorzędność pozycji, które zajmują względem siebie rodzic i dziecko. Im bardziej zaburzona jest ta równowaga, tym gorzej wychodzi współpraca. Przed oczami mam obraz, który co jakiś czas widuje na zajęciach, które prowadzę.  Sobotnie przedpołudnie.  Ojciec z synem pojawia się na pierwszych zajęciach. Obaj mają nowe, śnieżnobiałe stroje. Ojciec trenował kiedyś karate i od razu wciela się w rolę eksperta i krytyka, który egzekwuje swoją władzę rodzicielską. W efekcie pojawia się rywalizacja, która zamiast motywować, skłania nas do forsowaniu swoich racji za wszelką cenę. A gdy dojdzie do tego jeszcze obawa przed negatywną oceną naszych metod wychowawczych i utratą dobrego rodzicielskiego wizerunku w oczach pozostałych ćwiczących, to wpadamy po uszy.  W takiej sytuacji powinniśmy liczyć na pomoc trenera, który swoim doświadczeniem i autorytetem ustawi nas na równorzędnych pozycjach, które w takim treningu powinny być bezwzględnie wymagane. Dopiero od momentu, gdy szale wagi wskazują na ten sam ciężar, zaczyna się wspólna przygoda. Z mojej praktyki i współpracy z przedszkolem i szkołą MyVinci wynika, że gdy uda nam się przejść ten pierwszy etap, to następne będą już  łatwiejsze do pokonania.

Gdy już zapadnie decyzja o wspólnym treningu, przede wszystkim warto mieć na względzie preferencje dziecka. Jeśli narzucimy mu z góry dyscyplinę, w której nie będzie mógł się odnaleźć, to w trudniejszych chwilach, niełatwo   będzie zmotywować go do regularnego i aktywnego treningu. Dlatego, znając mocne strony dziecka, decydujmy się na trening, w którym będzie ono robić szybkie postępy i odnosić sukcesy na swoją miarę.  Trzeba również zadbać o jego słabsze strony – trening będzie wtedy skutecznym narzędziem do ich lokalizacji i wzmocnienia.

Wspólny trening z dzieckiem jest jak daleka wyprawa w nieznane, która obiecuje wiele niespodzianek. Czy mamy odwagę na nią wyruszyć? Jeśli tak,  niech nic nie stanie nam na przeszkodzie, ponieważ na końcu czeka nagroda. 
    
Wojciech Jeż